*
Po niespełna dziesięciu miesiącach rodzina znów odwiedziła szpital. Przez nieuwagę starszego braciszka Monika wylądowała na szpitalnej sali z pęknięciem czaszki.
Mała raczkując po domu spadła ze schodów, ponieważ drzwi nie domknął jej brat. Pięcioletni chłopiec widząc nieprzytomne dziecko leżące na dole schodów, wpatrywał się w nie tępo zaszklonymi oczami. Gdy matka zauważyła zaistniałą sytuację znów poczuła, że może kogoś stracić. Mała, bezbronna istota leżąca na ziemi wywołała u niej panikę. Czym prędzej zbiegła do córki i wzywając męża zawiozła ją do szpitala, gdzie spędziła kolejne kilka dni.
Właśnie wtedy wybuchła pierwsza poważna awantura. Ojciec wściekły, że jego żona nie dopilnowała dzieci krzyczał tak, że połowa sąsiedztwa mogła usłyszeć. Co gorsza z jego złością spotkał się również mały Marcin. Owszem to jego wina, że nie zamknął drzwi, ale sam nadal był mały i nie należało go o nic obwiniać.
*
(Około 16 lat później.)
Rodzeństwo przez cały ten czas borykało się z podobnymi problemami. Za każdym razem wybuchały kłótnie i to właśnie dzieci były obwiniane. Jedno chcąc bronić drugiego narażało się na jeszcze większe kłopoty. Kłótnie zazwyczaj spowodowane były niczym. Jednak ojcu szesnastoletniej Moniki i dwudziestoletniego Marcina wiecznie coś nie pasowało. Zawsze coś było nie tak. Chłopak zaszywał się w swoim pokoju, włączał komputer i obojętne było mu to co działo się choćby w pokoju obok. Za to Monika przez całe życie przysłuchiwała się kłótniom rodziców, wrzaskom i to ona zawsze widziała łzy w oczach matki. Będąc świadkiem wszystkiego co miało miejsce w jej domu czuła się winna. Winna, bo od kiedy pamięta to to ona była powodem kłótni. Zastanawia ją jedno. Skąd ta nienawiść? Dlaczego jej ojciec za każdym razem tak bardzo ją rani? Chciałaby poznać kiedyś powód. Czuje się niekochana, niechciana, a otaczający ją świat wydaje się być tak przerażający.
Każdego dnia spoglądając na rodziców, nawet gdy panuje chwila ciszy i z pozoru wszystko jest w porządku, do oczu napływają jej łzy. Tylko czy powodem jest strach przed tym, że zaraz znów ktoś wybuchnie, czy może fakt, że ona nie chce tak żyć? Bez marzeń, bez kochającej ją osoby.
Jedyne czego teraz pragnie to dorosnąć, wyrwać się ze świata wiecznych problemów i zaznać szczęścia jakiego doznają jej rówieśnicy. Jednak nie będzie jej to tak szybko dane. Każdą chwilę szczęścia coś zawsze zburzy, przyjaciele okażą się być fałszywi, z wyjątkiem nielicznych osób po których by się tego nie spodziewała, a miłość której tak pragnie przyjdzie w najmniej nieoczekiwanym momencie.
Od autorki: Jest to tak naprawdę dalsza część tamtego początku.
Piszę to bo jest mi przykro, gdy patrzę jak niektórzy mają świetne stosunki z ojcem, rodzicami. Zazdroszczę innym, to jest powód. Moim problemem jest to, że zawsze pragnęłam być "córeczką tatusia", a on mi na to nie pozwalał. Odsuwał mnie i to boli, bo nawet gdy jest okey i próbuje być miły to ja wiem, że zaraz i tak wszystko się zepsuje. Nie daje rady, bo wiem, że przez nasze kłótnie cierpi też moja mama. Jej mi jest najbardziej szkoda, bo wiem, że żałuje tego, że jestem ograniczona. Przez to wszystko nie mogę spełniać marzeń, a ona czuje się winna choć nie powinna.
Może nie powinnam się żalić, pisać tego wszystkiego, ale nie musicie czytać. Rozumiem, że inni mają gorzej, ale w moim otoczeniu większość żyje tak jak chce, a ja każdego dnia borykam się z zazdrością. Dla niektórych to może być nic, ale ja ... nie macie pojęcia ile łez wylałam pisząc to coś powyżej.
Przepraszam...