24 listopada 2013

Skąd ten optymizm? - 006.

 W niewielkim polskim miasteczku nastał kolejny melancholijny dzień. Siedząca w swym pokoju owinięta kocem szesnastolatka tępo wpatrywała się w wyświetlacz swego telefonu. Przeglądając wiadomości miała mieszane uczucia, nadawcą nie był tak jak zwykle Maks, a ktoś zupełnie inny. Łukasz Piszczek, to tylko z nim ostatnio utrzymywała kontakt, jej przyjaciel od dawna się nie odzywał. Dzień, w którym poznała Łukasza i pokłóciła się ze swym rówieśnikiem był ostatnim dniem gdy to wymienili ze sobą jakiekolwiek słowa. Teraz Maks nie odpisywał na wiadomości, omijał ją w szkole do, której od kilku dni nastolatka przestała chodzić, pragnęła być z mamą, która mimo, że opuściła szpital prawie miesiąc temu nadal nie czuła się najlepiej, a teraz dodatkowo Monika zachorowała. Choroba jej nie przeszkadzała, mimo uciążliwego kaszlu, gorączki i ciągłego bólu głowy czuła ulgę, że choć przez kilka dni może odpocząć od otaczających ją w szkole ludzi. Czuła, że jej życie się zmienia, poznanie Łukasza, jej idola w pewnym stopniu ją odmieniło. Jakby zaczynała wierzyć, że kiedyś może być dobrze, że marzenia się spełniają. Myśląc o tym wszystkim czuła ból i radość jednocześnie. Bólem był Maks, a radością Łukasz. Tylko co w jej życiu będzie miało większe znaczenie, które z tych uczuć przechyli szalę na swą stronę? Ciężko wzdychając usłyszała, że dostała wiadomość na Skaypie. Wstając z łóżka zrzuciła z ramion koc i jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz zimna. Pocierając dłońmi jedna o drugą tak by je rozgrzać podeszła do biurka, na którym stał laptop i przeczytała wiadomość.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu złapałam cię na skaypie. Co się z tobą dzieje dziewczyno.!? Nie odpisujesz na wiadomości, nie odbierasz, Tomek mówił, że od dawna nie widział cię w szkole. Maks to samo... niby jest, ale obecny jedynie ciałem. Co się z wami stało? Nie wiem czy to prawda ale Maks wiecznie powtarza, że znalazłaś sobie lepsze towarzystwo. Nie chcę cię oceniać, ale chociaż odpisz bo chcę wiedzieć, że wszystko jest okey. 
Oczywiście nadawcą był nie kto inny jak Angelika. Monika niechętnie wzięła laptopa i siadając z nim na łóżku oraz ponownie chowając się pod kocem zaczęła wystukiwać krótką, za krótką dla jej przyjaciółki odpowiedź.
- Jest okey.
- Żartujesz? Oczekiwałam dłuższej odpowiedzi.
- Nie. Właśnie tego chciałaś, nieprawdaż? 
- Coś się serio stało... przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć. Co jest z Maksem?
- O rany nic nie jest. Jeśli chcesz wiedzieć to jego już nie ma w moim życiu, chyba... Tak wybrał. I nie, nie znalazłam sobie lepszego towarzystwa. 
- Ale jak to ? Przecież on..
- Angela, to on mnie ignoruje, może kiedyś zachowałam się źle wobec niego, ale to on teraz unika mnie w szkole, nie odpisuje.
- Tak samo jak ty. Czemu nie chodzisz do szkoły? 
- Jestem chora.
- Mam ci wierzyć? 
- A nie?! Uwzięliście się na mnie czy jak? Mówię ci jedynie prawdę, a jeśli cię to nie zadowala to wybacz.. 
- Monika...
- Daj mi spokój. Cześć.
Wyłączyła program i niekoniecznie delikatnie odłożyła laptop na drugi koniec łóżka. Traciła kontakt z najbliższymi, coś złego działo się z nią, albo całą resztą świata.  Ponownie tego dnia naraziła się na nieprzyjemny dreszcz i zmusiła się do podejścia do okna. Osłabiona gorączką oparła się o parapet i mrużąc oczy spojrzała na powoli bielący się świat. Czuła się jakby czas biegł za szybko, a ona nie potrafiła go dogonić. Za dziesięć dni Wigilia, a ona nie potrafiła cieszyć się z nadchodzących świąt. Nigdy się nie cieszyła, twierdziła, że to tylko kolejny powód do rodzinnej kłótni i nic nie wróżyło by tego roku było inaczej. Wracając myślami do poprzednich świąt nie widziała w nich żadnej różnicy, nie było w nich ani odrobiny ciepła czy miłości. Zastanawiając się czy kiedyś się to zmieni otworzyła delikatnie okno i zagarnęła odrobinę śniegu przypominając sobie dzieciństwo pełne zakazów i nakazów. Nigdy nie była wolna, a właśnie tego pragnie na chwilę obecną. Zamknęła okno i wycierając mokrą od rozpuszczonego śniegu dłoń zabrała z biurka talerz z nietkniętym śniadaniem i zbiegła do kuchni gdzie przebywała jej rodzicielka. Postawiła śniadanie na blacie i nic nie mówiąc usiadła przy stole. Kobieta spojrzała na nią pytająco i chciała się odezwać ale zrezygnowała widząc, że jej córka ma taki sam zamiar.
- Wierzysz w to, że kiedyś będzie dobrze?
- Tak.
- Tak? Po tym wszystkim ? Cały świat jest przeciwko nam...
- Moje życie się nie zmieni, ale twoje owszem. Po prostu musisz być cierpliwa.
- Wiesz, że nie potrafię.
- Uwierz, a dasz radę.
- Skąd ten optymizm ? - Nastolatka podziwiała nagłą zmianę.
- Zbliżają się święta.
- Nienawidzisz świąt. - Kobieta nic nie odpowiedziała jedynie uśmiechnęła się, sprawiając tym, że Monika już kompletnie się pogubiła.
- Ych, nic tu po mnie.
- Masz zjeść to śniadanie, albo nici ze spełniania marzeń.
- Mamo, mam szesnaście lat. Nie dla mnie te bajeczki.
- Jak chcesz. - Kobieta zabrała talerz z zamiarem schowania posiłku do lodówki, jednak Monika zmieniła zdanie i szybko zabrała niesione przez nią kanapki.
- Po prostu jestem głodna. - Odparła widząc nadzwyczaj rozbawioną twarz swojej mamy. Szybko wróciła do swojego pokoju i zabierając się za konsumpcję wzięła do ręki leżącą obok gazetę, której okładkę zdobiła drużyna Borussii Dortmund. Przekręcając kolejno strony znów dopadał ją smutek, jednak dzwoniący telefon nie pozwolił jej by dłużej się zadręczać. Odebrała i głos, który usłyszała po drugiej stronie wywołał na jej twarzy delikatny uśmiech. Osoba, z którą właśnie zaczynała rozmowę nigdy nie pozwalała jej się smucić.
- Łukasz. Hej.
- No hej i jak tam się masz?
- Powiedzmy, że może być.
- Słucham? Tylko może być? - Piłkarz również był tego dnia nadzwyczaj szczęśliwy. - Niedługo święta, trzeba się cieszyć.
- Taa, niby z czego.
- Prezenty, spełnianie marzeń.
- Piszczek, daruj sobie dobrze wiesz, że..
- Trzeba być cierpliwym.
- Ty też? Oszaleliście z tą cierpliwością dzisiaj. - Westchnęła podśmiewając się z zaistniałej sytuacji.
- Ojj ale to prawda. - Zaśmiał się. - To co jutro wracasz do szkoły?
- Nie przypominaj mi... ych
- Weź się w garść bo Sara chce cię poznać.
- Mnie?
- Nie mówiłem ci, że oszalała na twoim punkcie po moich opowieściach?
- Yyy nie?
- No to już wiesz. Jesteście do siebie bardzo podobne.
- Porównujesz mnie z trzylatką?
- Tak. - Piszczka nie opuszczał świetny humor. - Zadziorne, kochacie się kłócić i obie jesteście wulkanami energii tylko, że w tobie często trzeba go budzić.
- Weź... dzięki pocieszyłeś mnie.
- Polecam się na przyszłość. No także muszę kończyć bo chłopcy wpadli na Fifę więc wiesz, a ty zbieraj energię na spotkanie z Sarą.
- Fifę? Na boisko a nie! - Nastolatka pierwszy raz tego dnia szczerze się zaśmiała.
- Nie wiem jak w Polsce, ale tu jest śnieg.
- Śnieg to nie powód by rezygnować z ruchu, taki z ciebie piłkarz, że boisz się wyjść na dwór gdy wokół jest biało?
- Tak, haha. Dobra lecę, trzymaj się.
- Ty też. Pa.
Nastolatka odłożyła telefon na bok a sama położyła się na łóżku wtulając się w poduszkę. Ten mężczyzna zdecydowanie poprawiał jej humor.


Od autorki: Krótki i byle jaki, przeceniłam swoje możliwości. Jeżeli następnym razem będę Wam coś obiecywać to kopnijcie mnie mocno bo widać nie wywiązuję się z tego. Rozdziały nie są ani lepsze ani nie pojawiają się częściej..


8 listopada 2013

Szczera rozmowa jest o niebo lepsza. - 005.

Ku uciesze Moniki i wszystkich tutejszych fanów piłki nożnej i Łukasza Piszczka w końcu nadeszła długo oczekiwana sobota dwudziestego października. Nastolatka tego dnia wstała z wyjątkowo dobrym humorem, jeszcze rano pomogła mamie w sprzątaniu i następnie siedząc w swoim pokoju i przyglądając się swojej ścianie z plakatami marzyła o spotkaniu Piszczka. W końcu wybiła godzina 12 i Monika wyszła czym prędzej z domu pędząc do pobliskiej szkoły gdzie miał się odbyć turniej. Już przed wejściem na plac szkoły spotkała straszny tłum ludzi, na szczęście jakoś udało jej się przebić i szybko w oczy rzucił jej się wysoki piłkarz. Stanęła w odpowiednim miejscu tak by mieć dobry widok na boisko i siedzącego po jej prawej stronie piłkarza. Była pod wrażeniem ogromnej pasji jej młodszych kolegów. Mecz powoli się kończył gdy obok niej usiadł Maks.
- No proszę kto się pojawił.
- Nie wiedziałem, że tu będziesz.
- No proszę cie, przecież to było oczywiste.
- Monika przepraszam. - Spuścił głowę.
- Przepraszam? Tylko tyle?
- Ja wiem, nie odzywałem się przez tyle czasu ale...
- Nie ma żadnego ale. - Odparła podnosząc się. - Nienawidzę gdy ktoś mnie ignoruje! - Krzyknęła odwracając się i poczuła straszny ból poniżej żeber. Spostrzegła, że na kogoś wpadła. Już chciała krzyczeć ale podniosła głowę i zauważyła kto przed nią stoi.
- O mój Boże. Prze-przepraszam. - Dukała się podając kontuzjowanemu Piszczkowi kule, które mu wytrąciła. Nagle obok niej pojawiło się dwóch ochroniarzy, nastolatka zdezorientowana i przestraszona spojrzała na piłkarza.
- Spokojnie panowie, nic się nie stało. Możecie ją zostawić. - Posłał nastolatce ciepły uśmiech.
- Jaa dziękuję i przepraszam. Naprawdę nie chciałam. - Stała jakby nie rozumiejąc co dzieje się w okół niej.
- W porządku, nic się nie stało. Kłótnia z chłopakiem? - Zapytał.
- Nie jest moim chłopakiem. - Cicho się zaśmiała i odwróciła ale Maksa już za nią nie było. - No cóż przepraszam jeszcze raz i życzę szybkiego powrotu do zdrowia. - Szybko wyminęła piłkarza z zamiarem opuszczenia obiektu szkoły, bo czuła, że zaraz się popłacze. Nie wiedziała tylko czy z powodu Maksa czy zaszczytu rozmowy z jej idolem.
- Poczekaj. - Zawołał ją.
- Taak? - Zdziwiła się.
- Bardzo ci się śpieszy ?
- W sumie to nie, a o co chodzi?
- Odnoszę wrażenie, że masz ochotę porozmawiać. - Uśmiechnął się swoim typowym, powalającym uśmiechem. Dziewczyna jedynie szeroko otworzyła oczy i nic nie odpowiedziała. - Chyba, że się mylę ?
- Tak, znaczy nie. Raany.. - Zaśmiała się. - Przecież widać, że jestem pana ogromną fanką.
- Nie postarzaj mnie. Łukasz - Podał jej dłoń.
- Monika. - Uśmiechnęła się nie wierząc w to co się właśnie dzieje.
- Więc poczekaj chwilę, a ja dokończę swoje obowiązki i zaraz przyjdę.
- Yhym. - Usiadła na jednym z krzesełek i miała ochotę krzyczeć ze szczęścia. Obejrzała się jeszcze raz za piłkarzem i niecierpliwie czekała, aż ten przyjdzie. Oczekując na niego zdążyła zmarznąć, ale już po kilkunastu minutach wysoki mężczyzna siedział obok niej. Spojrzała na niego i nieśmiało się uśmiechnęła.
- BVB ? - Zauważył tapetę w jej telefonie.
- Tak, kocham tą drużynę. Marzę, by pewnego dnia stanąć na Idunie i obejrzeć mecz na żywo.
- Myślę, że da się to załatwić. - Uśmiechnął się spoglądając na nastolatkę.
- Umarłabym ze szczęścia. - Zaśmiała się ale za chwilę spoważniała. - Jednak ktoś zawsze w brutalny sposób stara mi się udowodnić, że moje marzenia są nic nie warte.
- To znaczy?
- Ludzie, którzy oceniają zanim mnie poznają. Twierdzą, że jestem głupią, pustą dziewczynką, która myśli tylko o niemożliwym do spełnienia, a tak nie jest tylko, że nikt nie daje mi szansy... - Spuściła wzrok i ciężko wzdychając, łamiący się głosem dokończyła  - Najgorsze jest to, że jedną z tych osób jest mój własny ojciec.
Poczuła jak silne ramiona siedzącego obok Łukasza ją obejmują. Strach i niepewność zniknęły, a ją naszła ochota opowiedzenia mu wszystkiego. Być może nie było to odpowiednie ale napełniło ją to ulgą.
- Przykro mi, że od dzieciństwa musisz borykać się z brakiem akceptacji. Chciałbym ci jakoś pomóc.
- Przywykłam. - Odparła i delikatnie się uśmiechając wstała zatrzymując się przed Piszczkiem. - Nie wiem jak te kilkanaście minut temu powstrzymałam się od piszczenia na twój widok, ale o dziwo odechciało mi się tego. Dotarło do mnie, że nie na tym to polega, owszem moje marzenie się spełniło ale autograf to tylko podpis, a szczera rozmowa jest o niebo lepsza. Dziękuje.
- To ja ci dziękuję. Dobrze wiedzieć, że na świecie są jeszcze normalne nastolatki. - Zaśmiał się lekko trącając ją w bok, czym wywołał u niej ogromny uśmiech. Niestety przerwał im już po raz któryś dzwoniący telefon. Monika kolejny raz niechętnie spojrzała na wyświetlacz i miała zamiar odrzucić połączenie jednak Łukasz poprosił ją by odebrała bo być może jest to coś ważnego. Posłuchała go i odebrała. Nim zdążyła się odezwać usłyszała całą serie słów o tym jaka to jest zła i nieodpowiedzialna. Po wysłuchaniu tejże krytyki ojca spokojnie, acz kpiąco odparła
- Powiesz mi coś czego nie wiem czy to już wszystko?
- Nie wiem gdzie jesteś i co robisz ale matka jest w szpitalu więc jeśli będziesz tak miła i ...
Monika nie dała mu dokończyć, rozłączyła się i czując gulę w gardle opadła na jedno z krzesełek. Piszczek widząc jej nietęgą minę szybko zareagował pytaniem co się stało.
- Mama... jest w szpitalu. - Wyszeptała wpatrując się przed siebie. - Ja muszę iść.
- Poczekaj, mój kierowca jest pod szkołą, zawieziemy cię.
- Nie, nie mogę robić ci problemów.
- Daj spokój. Chodź.
Monika podążyła za kontuzjowanym piłkarzem i po chwili siedziała w aucie. Przez całą drogę czuła wstyd, że go tak wykorzystuje, jeszcze niedawno czymś nierealnym było spotkanie go, a teraz siedziała obok niego i czuła jego wsparcie.

*
Piłkarz Borussii Dortmund siedział na szpitalnym korytarzu krępowany wzrokiem personelu, pacjentów i osób ich odwiedzających czekał na martwiącą się o swoją matkę szesnastolatkę. Nie miał pojęcia jak i  dlaczego ale ta drobna osóbka w jakiś sposób go urzekła. Martwił się wraz z nią i chciał jej pomóc, czuł, że może tego dokonać tylko nie wiedział jeszcze jak. Natomiast ona przemierzała szybko korytarz w poszukiwaniu sali, w której znajdowała się jej rodzicielka. W końcu spotkała swego ojca i pełna strachu zapytała
- Co z nią?
- Znów miała atak nerek. - Odparł bez żadnych uczuć.
- Mogę do niej iść?
- Teraz bada ją lekarz. - Spojrzał na córkę i złośliwie się zaśmiał. - Same problemy z wami.
- Że co proszę?
- Gdybyś była w domu nie musiałbym tu teraz siedzieć, ale ty wolisz się szlajać nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim.
- Chyba kpisz! - Krzyknęła. - Ale jasne, przecież najłatwiej zwalić wszystko na mnie. - Oburzona zachowaniem ojca usiadła na krześle i chowając twarz w dłoniach cicho westchnęła. Odpłynęła starając się uporządkować wszystko w swojej głowie, jednak jej życie wydawało się być zbyt skomplikowane. Gdy otworzyła oczy ujrzała obok siebie Piszczka, natomiast nigdzie nie widziała ojca.
- Jak się czujesz? - Dotarły do niej pełne troski słowa.
- Nie tak jakbym chciała, ale dziękuję. Gdzie mój ojciec?
- Wyszedł gdy tylko pojawiłem się obok ciebie.
- Jak dawno?
- Jakieś 10 minut temu.
- Ych, głowa mi pęka. Muszę w końcu zajrzeć do mamy. - Przeprosiła mężczyznę i skierowała się do sali obok. Jej oczom ukazała się niewielka sala na środku, której stało łóżko, a na nim leżała widocznie bardzo zmęczona kobieta. Wśród bieli pościeli i jej twarzy wyróżniały się jedynie jej kruczoczarne włosy.
- Jak się czujesz? - Powtórzyła pytanie, które sama niedawno usłyszała.
- Teraz już lepiej. - Kobieta blado się uśmiechnęła i wyciągnęła ku niej dłonie dając tym znak by podeszła. Wykonała więc jej prośbę i usiadła obok mamy wtulając się w jej nadal słabe ciało.
- Nie uwierzysz kto tu ze mną jest. - Uśmiechnęła się do rodzicielki czując szczęście, że już jest z nią lepiej.
- Masz rację nie uwierzyłabym ci. - Szesnastolatka spojrzała na nią zdziwiona. - Ale chyba nie mam wyboru. - Zaśmiała się tajemniczo.
- Ale , zaraz... jak?
- Był tu, stwierdził, że się zawiesiłaś więc to dobra okazja by porozmawiać.
- Porozmawiać? O czym?
- Nie ważne, powiedzmy, że to tajemnica, ale nie martw się to nic złego. - Kobieta ciepło się uśmiechnęła i całując córkę w policzek poprosiła by ta zostawiła ją samą, ponieważ chce odpocząć.

Monika wyszła więc z sali i pierwsze co zrobiła było wypytaniem o wszystko piłkarza, ale i on był nieugięty. Zmuszona była odpuścić jednak miała nadzieję, że prędzej czy później dowie się o co chodziło. Spędziła z Łukaszem jeszcze kilka minut w szpitalu i później razem go opuścili. Nadeszła pora gdy nastolatka musiała pożegnać się ze swym idolem, do którego w ciągu kilku godzin spędzonych razem poczuła dziwną więź. Był dla niej bratnią duszą i ogromnym bólem było rozstanie się z nim. Przy pożegnaniu wymienili się numerami, co było dla niej niezwykle przyjemnym uczuciem, ponieważ dawało to nadzieję na późniejszy kontakt. Tak właśnie skończył się jej dzisiejszy pełen wrażeń dzień, pomachała na pożegnanie piłkarzowi i skierowała się do domu, a on odjechał z myślą, że pragnie dać jej trochę szczęścia i sprawić by widziała świat w cieplejszych barwach.

Od autorki: Rozdział nie podoba mi się i to bardzo... muszę jednak jakoś przebić się przez te rozdziały wiejące nudą, aż dotrę do tej wydaje mi się ciekawszej części. Myślę, że kolejny pojawi się jakoś niedługo z racji, że ostatnio miałam przerwę od pisania, a teraz chcę to nadrobić.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że tym swoim "pisaniem" nie cofnęłam się zbytnio w rozwoju.

27 października 2013

Każdy ma prawo się zakochać. - 004.

Po udanym ognisku każdy następnego dnia był bardzo zmęczony, a nowy dzień oznaczał jedno - szkołę. Trójka przyjaciół niechętnie podniosła się z łóżek i wszyscy zajęli się swoimi przygotowaniami przed wyjściem. Monika starając się omijać rodziców szerokim łukiem szybko ubrała się, zjadła śniadanie i zakładając ulubione trampki zabrała torbę i wyszła z domu. Na chodniku czekali już na nią chłopcy, przywitała się z nimi i wspólnie ruszyli drogą do szkoły. Po drodze nastolatka wysłała jeszcze Angelice SMS'a następującej treści:
"Nowy horror czas zacząć, mam nadzieję, że będą to cztery dobre lata, chociaż dla ciebie, bo ja nie wiem jak sobie poradzę. Tęsknię, pisz czasem."
Schowała telefon i podążając za przyjaciółmi weszła do ogromnego budynku. Nadszedł czas gdy musiała rozstać się z Maksem i Tomkiem i sama iść pod swoją klasę. Stanęła więc z boku i czekała na nauczycielkę. W międzyczasie dostała jeszcze SMS'a od Angeli.
"Wierzę, że się uda. Zobaczysz, mimo, że z daleka od siebie to może być nasz najlepszy czas ;) Co powiesz na Skaypa wieczorem? Muszę ci wszystko opowiedzieć."
Po przeczytaniu sms'a na twarz Moniki wkradł się uśmiech, chciałaby w to wierzyć, ale jak będzie to się dopiero okaże. Odpisała szybko, że się zgadza i podążyła za resztą grupy do klasy.

Dzień w szkole, jak to w szkole. Nie powalał. Szesnastolatka prze nudziła się przez całe osiem lekcji. Nauczyciele również nie pałali przyjaznością, z wyjątkiem nauczyciela od j. polskiego, wydawał się on być miłą, luźną osobą, a co najważniejsze podzielał pasję Moniki. Kochał piłkę nożną i oglądał bundesligę i z tego co słyszała nastolatka wiele lekcji przeznaczał na mówienie o swojej pasji, także chociaż jeden przedmiot być może nie będzie tak bardzo nudny...
Przez te osiem lekcji na przerwach mijała swoich przyjaciół, ale od rana żyła z wrażeniem, że coś nie tak jest z Maksem. Zachowywał się dziwnie i jakby unikał przyjaciółki. Chciała z nim porozmawiać ale gdy wyszli ze szkoły on szybko zmył się do domu twierdząc, że ma coś do załatwienia, a Tomek jedynie wzruszył ramionami i odprowadził ją do domu. Nastolatka z mieszanymi uczuciami weszła do domu i witając się z mamą  poszła do swojego pokoju.
Spędziła tam większość popołudnia, bezskutecznie starając dodzwonić się do Maksa, niestety przyjaciel nadal ją ignorował. Zaczynała się martwić nie wiedząc co jest powodem takiego zachowania. Rozmawiała z Tomkiem ale i on nie wiedział dlaczego ich przyjaciel tak się zachowuje. Zostawiła więc tą sprawę w spokoju i napisała do Angeliki, że mogą już porozmawiać na Skaypie. Sprzątnęła jeszcze trochę pokój i siadając przed laptopem ukazała jej się roześmiana twarz przyjaciółki.
-Heej! Rany jak ja cie dawno nie widziałam. - Krzyknęła szczęśliwa.
-Hej, no będzie ze 2-3 dni. - Monika zaśmiała się smutno. - Widzę, że tobie się dobrze wiedzie.
-Jest nawet bardzo dobrze, poznałam świetnych ludzi, no a w szkole to cóż, jeszcze się dobrze się odnalazłam ale nie narzekam. - Uśmiechnęła się. - Ale co z tobą, czemu jesteś taka przybita?
-Ych, nie wiem ja chyba nie dam rady. To dopiero początek a ja już nie mam sił, do tego Maks...
-Co z nim?
-Nie wiem, jakoś dziwnie się zachowuje, jakby mnie unikał.
-Wiesz dlaczego?
-Gdybym wiedziała to bym się teraz nad tym nie zastanawiała.
-Monika, przecież wiesz, zresztą powtarzam ci to od dawna. Kiedyś w końcu musiało to nastąpić.
-Nie chce tracić jego przyjaźni, poza tym nie wierzę w to. To przecież Maks..
-Każdy ma prawo się zakochać.
-Dlaczego zawsze mnie spotykają takie rzeczy, nie chce go stracić, ale wiesz..
-Musicie porozmawiać.
-Jakby to było możliwe, ignoruje mnie. - Szesnastolatka coraz bardziej denerwowała się. - Nie mówmy o tym, kiedy przyjedziesz?
-Dopiero na święta, wcześniej nie mam jak.
-Ech szkoda.
-Niestety.. Ech widzę, że u was pada. - Angela spojrzała za plecy przyjaciółki.
-Ta, nawet nie mogę wyjść. Raany, wiesz mam uczucie, że niedługo znów zacznie mi się wszystko walić.
-Dlaczego?
-Nie wiem, nowa szkoła, ludzie ja sobie nie radzę, jeszcze ojciec, który za wszelką cenę chce mi uprzykrzyć życie.
-Nigdy go nie rozumiałam.
-Ja też nie. Przepraszam, muszę kończyć bo wołają mnie na kolacje, Monika proszę cie trzymaj się i pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć.
-Wiem, dobrze pa.

Tak wyglądał każdy kolejny dzień, tydzień. Monika wracała ze szkoły i wieczór spędzała przed komputerem, ponieważ albo pogoda nie rozpieszczała albo była tak zmęczona, że nie miała ochoty zupełnie na nic. Czuła, że oddalają się coraz bardziej z Maksem, ale nie umiała się z nim dogadać, zaczęli się unikać, a jeśli już się spotkali to żadne nie potrafiło się odezwać. Natomiast Tomek przyglądał się wszystkiemu z boku i widział jak ich przyjaźń traci na sile z każdym dniem. Nastolatka zakolegowała się z kilkoma dziewczynami z klasy, ale nie czuła żadnej bliskości, czegoś jej brakowało. Czuła, że tam nie pasuje i chciała to zmienić, jednak nie potrafiła.
Tego dnia wracając ze szkoły zatrzymała się przed jedną z podstawówek przyglądając się dzieciom kopiącym piłkę. Tęskniła za czasami gdy sama miała 8-10 lat i żadnego problemu. Bawiła się nie myśląc o przyszłości i tym co ją czeka. Teraz każdego dnia zamartwia się o to co będzie za kilka miesięcy czy lat. Żyje z poczuciem beznadziejności i tego, że nigdy nie spełni marzeń i nic nie osiągnie.
Wpatrując się w roześmiane dzieci odwróciła się i zauważyła tablicę z ogłoszeniami. Jeden plakat  szczególnie ją zainteresował.
"Łukasz Piszczek na turnieju piłki nożnej już 20.10.2013"
Przeczytała pierwsze zdanie i nie wierzyła w to co widzi. Mimowolnie uśmiechnęła się i doczytała resztę ogłoszenia. Już za tydzień w jej miejscowości pojawi się jej idol. W jej głowie była tylko jedna myśl - niech ten tydzień minie jak najszybciej.

Od autorki: Cóż, nie powala. Mam nadzieję, że osoby, które chciały zostały dobrze poinformowane. Jeśli ktoś jeszcze chce to zapraszam do zakładki "Informowani".

20 października 2013

Dobrze, że wy macie siebie. - 003.

Następnego dnia rano w domu Małeckich panowała dosyć napięta atmosfera. Nowa szkoła, strach tylko o tym myślała szesnastolatka. Matka denerwowała się razem z nią, martwiła tym jak córka odnajdzie się w nowym miejscu, z nowymi nieznanymi jej ludźmi. Kobiety kończyły właśnie śniadanie gdy w pomieszczeniu pojawił się ojciec nastolatki.
- Pośpiesz się, bo musimy zaraz jechać.
- Jestem już gotowa. - Upiła ostatni łyk herbaty i wstała od stołu.
- Zamierzasz tak iść? - Mężczyzna skrytykował jej strój.
- Tak. A co w tym złego?
- Tak możesz chodzić na co dzień. Ubierz się jak człowiek, sukienkę jakąś czy coś.
- Przecież ja nie chodzę w sukienkach !
- Nie dyskutuj, czekam w samochodzie. - Wyszedł ignorując niezadowolenie córki, która nie chcąc mu się więcej narażać posłusznie poszła się przebrać. Wyboru wielkiego nie miała, ponieważ w całej swojej szafie miała jedną, może dwie sukienki. Wzięła więc tą, która pierwsza rzuciła jej się w oczy.
- Kupiłam rok temu na ślub ciotki Alicji. Chyba nie będę wyglądać jak z innej epoki. - Powiedziała sama do siebie i szybko zmieniła  wygodne spodnie na  sukienkę.Gotowa zabrała telefon i wybiegła przed dom gdzie w samochodzie czekał na nią już ojciec.
- Zadowolony ?
- Teraz tak. Wsiadaj.
Wsiadła więc do auta i po kilkunastominutowej jeździe znalazła się pod szkołą. Szybko odnalazła w tłumie ludzi dwójkę swoich przyjaciół i podeszła do nich.
- Sieema laska. - Powitali ją.
- Hej.
- Sukienka ? - Zauważył Tomek.
- Zmusili mnie. - Zaśmiała się.
- Wyglądasz tak jakoś inaczej. - Spostrzegł Maks.
- No co ty ? Ech, chodźcie, bo jak się spóźnimy to ja się za nic nie odnajdę. Wy chociaż jesteście razem w klasie. - Posmutniała.
- Przepisz się do nas.
- Ehe już lecę. Mam ambitniejsze plany niż zawodówka.
- W to nie wątpię. - Zaśmiał się wyższy z chłopaków i obejmując ją ramieniem powędrowali do wejścia szkoły, natomiast obok nich szedł Tomek, który był wyraźnie podłamany.
- Ej Tom, ogarnij damy radę. Poznasz tu jakąś dziewczynę i odkochasz się w Angeli. - Pocieszała go nastolatka.
- Taa. Ej skąd wiesz o Angelice?
- Haha, stary każdy wie. -  Poklepał go po plecach przyjaciel i po chwili cała trójka stała na ogromnej sali, gdzie miała miejsce akademia rozpoczynająca nowy rok szkolny. Długie przemowy, na każdy możliwy temat to nie dla Moniki, znudzona stała w grupie nieznanych jej osób, z którymi spędzi najbliższe cztery lata i uważanie przyglądała się ich twarzom. Nie specjalnie miała ochotę by zaprzyjaźniać się z którąś z dziewczyn, nie widziała tu bratniej duszy, wręcz przeciwnie wszystkie wydawały się być zupełnie inne niż ona. Szczęśliwe, wesołe - każda z nich miała tu swoją koleżankę, Monika jako jedyna stała samotnie i pragnęła by jak najszybciej się to skończyło i mogła wrócić do przyjaciół. Gdy tylko usłyszała słowa pożegnania pierwsza wybiegła z szeregu i zaraz znalazła się przy Maksie i Tomku.
- Muszę stąd wyjść. - Powiedziała i ciągnąc chłopaków za ręce opuściła budynek szkoły. Usiadła na pierwszej ławce, którą zauważyła i ciężko westchnęła.
- Ja tu nie dam rady. - Odparła chowając twarz w dłoniach. - Bez Angeli, to wszystko nie ma sensu.
- Ej, a kto mówił nam, że mamy być silni?
- Mówiłam, ale za bardzo mi jej brakuje, jestem tu kompletnie sama.
- A my ? - Maks wyraźnie posmutniał.
- Wiesz, że nie o to chodzi, przyjaciółka to jednak co innego. W sumie, może macie rację. - Zawiesiła na nich wzrok. - Widocznie tak miało być, zaczynamy nowe życie bez niej i musimy sobie poradzić.
- Mądrze mówisz. - Tomek pierwszy raz od dawna zaśmiał się i rozglądając się wokół zwrócił się do przyjaciół. - To co powiecie na odpowiednie pożegnanie wakacji?
- Wchodzę w to.
- Ja również.
Trójka przyjaciół objęła się i śmiejąc się ruszyli w stronę domów by zająć się przygotowaniem ogniska.

Gdy nastolatka weszła do domu przywitała ją głucha cisza. Zdjęła buty i skierowała się do swojego pokoju by się przebrać, stając przy schodach zauważyła jednak swoją rodzicielkę w pokoju obok. Weszła i ujrzała kobietę a wokół niej pełno zdjęć. Spojrzała na nią i podchodząc bliżej wzięła do ręki jedną z fotografii. Mimowolnie uśmiechnęła się.
- Jesteś do niej taka podobna. - Zauważyła, że córka trzyma w dłoni zdjęcie swojej babci.
- Szkoda, że nie mogłam jej poznać. - Szesnastolatka skarciła się w myślach, że to powiedziała bo wywołała tym łzy u matki. - Przepraszam. - Wtuliła się w kobietę.
- Straciłam ją, ale mam teraz ciebie i spoglądając na ciebie zawsze będziesz mi ją przypominać . - Delikatnie się uśmiechnęła i odwzajemniła uścisk córki.
- Nie będziesz miała nic przeciwko jeśli spędzę wieczór z chłopakami?
- Nie, idź. Tylko proszę cię, grzecznie tam.
- Jasne, dziękuję. - Szybko ucałowała mamę i pobiegła do pokoju by się przebrać. Gotowa już zabrała telefon oraz pieniądze i korzystając, że nie musi tłumaczyć się ojcu szybko opuściła mieszkanie.

Dotarła na miejsce po kilkunastominutowym spacerze. Zauważyła, że na ognisku był stały skład, czyli większość osób, z którymi spędziła trzy lata w gimnazjum. Przywitała się ze wszystkimi i usiadła przy Maksie. Tego wieczoru postanowiła się dobrze bawić w gronie dobrze znanych jej osób, bo już od jutra większości nie będzie widywać. Miło spędzała czas śmiejąc się i rozmawiając, aż w pewnym momencie w zasięgu jej wzroku znalazły się dwie dziewczyny, których wolałaby nie widzieć.
- Słyszałyśmy, że przyjaciółeczka cię opuściła . - Zaśmiały się chwiejąc się na nogach.
- Dobrze, że wy macie siebie. - Syknęła i odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Ej nie pozwalaj sobie. - Jedna z dziewczyn złapała ją za rękę i zmusiła do odwrócenia się.
- Nie obchodzi mnie co sobie myślicie, o ile w ogóle macie mózgi, darujcie sobie bo to co odwalacie nikogo nie śmieszy, a obrażać sobie możesz kogo chcesz, ale nie moich przyjaciół. - Odrzuciła rękę blondynki i spoglądając jej w oczy wyszeptała. - Ach Kamil jest wolny, nie umiałaś wygrać z Angelą ale teraz droga wolna. - Zaśmiała się i szybko odeszła.
- Jakbym chciała to byłby mój ! - Usłyszała za plecami zmieszany głos blondynki i uśmiechając się pod nosem podeszła do Maksa.
- Co te blondyny tu robią?
- Nie mam pojęcia. - Zaśmiał się i usiadł, ponieważ i  jemu procenty dały się we znaki. - Wiesz bo muszę ci coś powiedzieć.
- Hmm , co takiego? - Usiadła obok.
- Bo ja się chyba zakochałem.
- To fajnie, kto jest tą szczęściarą? - Zapytała uśmiechając się, a gdy chłopak chciał już odpowiedzieć to przerwał mu dzwoniący telefon.
- To Angela, przepraszam. - Monika odchodząc kilka kroków dalej odebrała telefon.

- Czy ja słyszę imprezę ? - Właśnie takimi słowami powitała ją Angelika.
- Pocieszamy się po stracie przyjaciółki. A jak tam u ciebie? - Zaśmiała się.
- Haha. Nie straciliście mnie. Dobrze, ale ... ych jutro do szkoły.
- Nie przypominaj mi. - Szesnastolatka wywróciła oczami. - Umrę tam bez ciebie.
- Ja bez ciebie też. Ale liczę, że niedługo znów się zobaczymy.
- No mam nadzieję. Przepraszam, ale muszę kończyć, bo wiesz ognisko trwa. - Uśmiechnęła się do telefonu.
- Dobrze, najważniejsze, że nie płaczecie tam beze mnie.
- Haha, jakoś się trzymamy. To lecę, pa i pisz codziennie. 
- Okey, papa.

Rozłączyła się i wróciła do przyjaciela.
- U niej wszystko okeys, no a co tam mówiłeś?
- Już nieważne. - Posmutniał i zmienił temat. - Chodź, nie będziemy tak tu siedzieć.


Od autorki: Jeżeli ktoś chce być informowany na tym czy innym blogu, to na każdym z nich pojawiła się zakładka "Informowani" więc wpiszcie się, a na pewno poinformuję Was o nowym rozdziale.

14 października 2013

Uśmiechnij się. - 002.

01.10
Czwórka przyjaciół stała w ogromnym budynku lotniska żegnając się z jedną z osób z paczki. Była im najbliższa, szczególnie Monice, ponieważ znały się od przedszkola, z chłopakami znały się od trzech lat ale byli dla nich jak bracia. Teraz Angelica opuszcza przyjaciół na całe długie dziesięć miesięcy, by zacząć naukę w jednej z najlepszych krakowskich szkół muzycznych.
- Nie wiem jak damy sobie bez ciebie radę.
- Oj Monia, macie siebie nawzajem. - Wskazała na Maksa i Tomka. - Poza tym, może i na odległość ale zawsze będziemy razem. Kocham was i jest mi naprawdę ciężko was zostawiać. - Cała czwórka mocno się objęła.
- Dzwoń czasem do nas. - Przypomniał jej Tomek.
- Taak wiem. Nigdy o was nie zapomnę.
- Jak wrócisz to znów całe wakacje spędzimy razem. - Zagadnął Maks. - Tak jak zwykle. - Zaśmiał się.
- Oczywiście. Chłopcy możecie zostawić nas na chwilę same? - Przyjaciele spełnili prośbę Angeliki i posłusznie oddalili się.
Nastolatki wpadły sobie w objęcia. Pierwsza odezwała się łamiącym głosem Monika.
- Szkoda, że musisz mnie zostawić. Będę tęsknić.
- Ja też, ale wierzę w ciebie. Pamiętasz? Przeciwności losu nas nie złamią.
- Ale ja już chyba tak nie umiem. Wiesz jak jest..
- Wiem, ale nie możesz się poddać. Tu masz chłopaków, my też będziemy się kontaktować. Nic się nie zmieni. - Pocieszała ją blondynka.
- Oby. - Cicho westchnęła. - Cieszę się, że chociaż ty możesz spełniać marzenia. - Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na przyjaciółkę.
- Ty też je spełnisz. Pewnego dnia zaprosisz mnie na herbatkę w swoim nowym domu w Dortmundzie. - Obie zaśmiały się.
- A gdzie jest Kamil? - Monika zauważyła brak chłopaka przyjaciółki.
- Nie umiem się z nim pożegnać. To koniec. - Nastolatka posmutniała.
- Przykro mi.
- Taak. Ech chyba musimy się żegnać. - Dziewczyna podeszła do swoich rodziców, następnie pożegnała się z Maksem i Tomkiem, a na końcu ponownie podeszła do przyjaciółki.
- Dziękuje ci za wszystko. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Już tęsknię.
- Ty chyba przez całe życie nie powiedziałaś mi tylu miłych rzeczy co dziś. - Angelika zaśmiała się wesoło.
- Grr. Głupek. - Dźgnęła ją w brzuch i mocno przytuliła.
Przyjaciele rozstali się na dobre. Pomachali jeszcze wsiadającej do samolotu przyjaciółce i ze smutkiem na ustach opuścili budynek zatrzymując się przed nim. Czuli pustkę, każde z nich straciło jakby cząstkę siebie. W głowach każdego z nich pojawiło się jedno pytanie: jak długo przetrwa przyjaźń na odległość? Z nierozłącznej czwórki zostało ich teraz troje. 
- Ognisko na pocieszenie ? - Zaproponował Maks.
- Nie, ja dziś odpadam. Nie mam ochoty.
- Ej, damy radę. Nie smutaj.
- Spadam do domu. - Dziewczyna zawiadomiła przyjaciół.
- Odprowadzimy cię.
- Nie dzięki. Widzimy się jutro pod szkołą. - Pożegnała się, wyciągnęła słuchawki i wsłuchując się w ulubioną muzykę w samotności wracała do domu. Po drodze mijała wiele znanych jej twarzy wychodzących z domów by pożegnać ostatnie chwile wolności od szkoły. Ona nie miała na to najmniejszej ochoty, pragnęła jedynie zaszyć się w swoim pokoju i najlepiej zatrzymać czas, tak by nowy rok szkolny nigdy nie nadszedł.
Gdy dotarła do domu szybko zdjęła ulubione trampki, minęła rodziców i zamknęła się w swoim pokoju. Usiadła przed laptopem i czas minął jej naprawdę szybko na przeglądaniu przeróżnych stron, nawet tych, które ani trochę jej nie interesowały. Nie miała co ze sobą zrobić, mogła spędzić ten dzień z przyjaciółmi ale nie chciała. Powoli znów dopadało ją uczucie beznadziejności, bez Angeliki i jej wsparcia nic nie miało sensu.
Po kilkugodzinnym siedzeniu przy komputerze nastał wieczór, nastolatka poczuła się spragniona. Zeszła więc do kuchni by się czegoś napić. Gdy nalewała sobie soku w kuchni pojawił się jej ojciec.
- Angela już wyjechała ? - Zapytał.
- Mhm.
- Dobrze, mam nadzieje, że w nowej szkole poznasz kogoś normalnego.
- Normalnego ? Czy według ciebie ona była nienormalna ? Dla twojej świadomości nigdy nie przestanę się z nią przyjaźnić i nie zamierzam szukać sobie nowych znajomych. Maks i Tomek mi wystarczą. - Monika zdenerwowana przez ojca odstawiła kubek z sokiem i zamierzała wyjść z domu.
- Cała ta trójka jest siebie warta. Zmienili cię.
- Taa i co jeszcze? Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę.
Założyła buty i zabierając ze sobą piłkę skierowała się na boisko znajdujące się przy pobliskiej szkole. Zaczęła nerwowo kopać piłkę, kolejny raz ojciec wyprowadził ją z równowagi. Miała dość takiego życia, tego, że wiecznie jest krytykowana. Chciała uciec.
Jej myśli przerwało wołanie. Odwróciła się i ujrzała za sobą Maksa.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę. Angela się denerwuje bo jej nie odpisujesz na wiadomości. - Podszedł do przyjaciółki i zaczął bawić się jej piłką.
- Ych. Chyba zostawiłam telefon w domu.Co u niej?
- W porządku, ale u ciebie chyba nie? - Zmartwił się miną nastolatki.
- Ojcu przypomniało się, że nie trawi moich znajomych. - Delikatnie się uśmiechnęła i usiadła na boisku.
- Ze wzajemnością. - Zaśmiał się siadając obok i obejmując ją ramieniem. - To co, jutro znów do szkoły?
- Ych, nie przypominaj mi. Gdzie zgubiłeś Tomka?
- Nasz kochany Tom poszedł na imprezę twierdząc, że musi zapomnieć o Angeli.
- Biedaczek, nadal zakochany. Pewnie myślał, że będzie miał szansę, gdy Angela z Kamilem zaczęli się od siebie oddalać.
- Pewnie tak, a ona wyjechała. - Cicho westchnął i z kieszeni spodni wyciągnął papierosy. - Chcesz?
- Nie.
- Nie? - Zaśmiał się.
- No co, muszę się odzwyczaić. - Wstała i ponownie zaczęła podbijać piłkę. - Myślisz, że nasza przyjaźń mimo wszystko przetrwa?
- Jeśli będziemy chcieli to tak, a co ? Wątpisz?
- Ostatnio straciłam wiarę we wszytko. Czegoś mi brakuje...- Stanęła i spojrzała na rozgwieżdżone niebo.
- Masz mnie, Tomka, Angelike, czego chcieć więcej ? - Uśmiechnął się.
- A nie masz czasem wrażenia, że to wszystko legnie w gruzach? - Odwróciła wzrok i wpatrzyła się w ciemność. - Zawsze coś musi się spieprzyć. Angela wyjechała, bez niej Tomek to wrak człowieka.
- Ale jesteśmy jeszcze my.
- Maks, rozejrzyj się, otacza nas nudna, szara rzeczywistość. - Łamał jej się głos, wtuliła się w przyjaciela i cicho wyszeptała. - Nie chce tak żyć.
- Nie wolno ci tak mówić. Chodź odprowadzę cię do domu. - Pociągnął za sobą podłamaną szesnastolatkę i zaprowadził do jej domu.
- Dziękuję. - Szepnęła gdy byli już na miejscu. - Nie wiem jak ja przeżyję bez takiego świra jak ty w klasie.
- Wybacz, nie nadaję się na ekonoma. - Zaśmiał się. - Ale będziemy w tej samej szkole. Nigdy cię nie zostawię. Muszę już lecieć. Trzymaj się.
- Pa. - Pomachała mu i gdy odwróciła się by wejść do domu, usłyszała jeszcze za plecami
- Uśmiechnij się !
Tak więc zrobiła i zmęczona dzisiejszym dniem zaraz po wejściu do domu skierowała się do swojego pokoju.

Od autorki: Dodaję kolejny rozdział. Nie podoba mi się, ale cóż. Kiedy kolejny ? Tego nie wiem, jeśli chodzi o to opowiadanie to pisze je tylko wtedy gdy albo mam kompletnie zepsuty humor, albo gdy mam pewność, że nic mi go nie zepsuje.  
Pozdrawiam, Nika.

20 września 2013

Początek II - 001.

Kilka dni później kobieta odziana w czerń wyszła ze szpitala trzymając w ramionach niewielką istotę. Wokół przygnębionej matki biegał uradowany chłopiec - brat dziewczynki niesionej na rękach kobiety po trzydziestce. Cieszył się, że będzie miał siostrzyczkę w domu, będzie mógł się nią zajmować i wspólnie się bawić. Marta - tak miała na imię matka dwójki dzieci, owszem była szczęśliwa, że może już wrócić wraz z córką, ale nie dawało jej spokoju wydarzenie sprzed niespełna 4 miesięcy. Śmierć rodziców, śmierć w tak tragiczny sposób. Ona straciła najbliższe osoby, a jej dzieci - dziadków. Dziewczynce nawet nie było dane ich poznać, a w dalszym życiu słuchając opowieści o nich - będzie tego żałować. Mimo, że nigdy ich nie poznała to będzie czuć pewną pustkę, tęsknotę za czymś co nigdy nie wróci.

*
Po niespełna dziesięciu miesiącach rodzina znów odwiedziła szpital. Przez nieuwagę starszego braciszka Monika wylądowała na szpitalnej sali z pęknięciem czaszki. 
Mała raczkując po domu spadła ze schodów, ponieważ drzwi nie domknął jej brat. Pięcioletni chłopiec widząc nieprzytomne dziecko leżące na dole schodów, wpatrywał się w nie tępo zaszklonymi oczami. Gdy matka zauważyła zaistniałą sytuację znów poczuła, że może kogoś stracić. Mała, bezbronna istota leżąca na ziemi wywołała u niej panikę. Czym prędzej zbiegła do córki i wzywając męża zawiozła ją do szpitala, gdzie spędziła kolejne kilka dni.
Właśnie wtedy wybuchła pierwsza poważna awantura. Ojciec wściekły, że jego żona nie dopilnowała dzieci krzyczał tak, że połowa sąsiedztwa mogła usłyszeć. Co gorsza z jego złością spotkał się również mały Marcin. Owszem to jego wina, że nie zamknął drzwi, ale sam nadal był mały i nie należało go o nic obwiniać.


*
(Około 16 lat później.)
Rodzeństwo przez  cały ten czas borykało się z podobnymi problemami. Za każdym razem wybuchały kłótnie i to właśnie dzieci były obwiniane. Jedno chcąc bronić drugiego narażało się na jeszcze większe kłopoty. Kłótnie zazwyczaj spowodowane były niczym. Jednak ojcu szesnastoletniej Moniki i dwudziestoletniego Marcina wiecznie coś nie pasowało. Zawsze coś było nie tak. Chłopak zaszywał się w swoim pokoju, włączał komputer i obojętne było mu to co działo się choćby w pokoju obok. Za to Monika przez całe życie przysłuchiwała się kłótniom rodziców, wrzaskom i to ona zawsze widziała łzy w oczach matki. Będąc świadkiem wszystkiego co miało miejsce w jej domu czuła się winna. Winna, bo od kiedy pamięta to to ona była powodem kłótni. Zastanawia ją jedno. Skąd ta nienawiść? Dlaczego jej ojciec za każdym razem tak bardzo ją rani? Chciałaby poznać kiedyś powód. Czuje się niekochana, niechciana, a otaczający ją świat wydaje się być tak przerażający. 
Każdego dnia spoglądając na rodziców, nawet gdy panuje chwila ciszy i z pozoru wszystko jest w porządku, do oczu napływają jej łzy. Tylko czy powodem jest strach przed tym, że zaraz znów ktoś wybuchnie, czy może fakt, że ona nie chce tak żyć? Bez marzeń, bez kochającej ją osoby.
Jedyne czego teraz pragnie to dorosnąć, wyrwać się ze świata wiecznych problemów i zaznać szczęścia jakiego doznają jej rówieśnicy. Jednak nie będzie jej to tak szybko dane. Każdą chwilę szczęścia coś zawsze zburzy, przyjaciele okażą się być fałszywi, z wyjątkiem nielicznych osób po których by się tego nie spodziewała, a miłość której tak pragnie przyjdzie w najmniej nieoczekiwanym momencie. 


Od autorki: Jest to tak naprawdę dalsza część tamtego początku. 
Piszę to bo jest mi przykro, gdy patrzę jak niektórzy mają świetne stosunki z ojcem, rodzicami. Zazdroszczę innym, to jest powód. Moim problemem jest to, że zawsze pragnęłam być "córeczką tatusia", a on mi na to nie pozwalał. Odsuwał mnie i to boli, bo nawet gdy jest okey i próbuje być miły to ja wiem, że zaraz i tak wszystko się zepsuje. Nie daje rady, bo wiem, że przez nasze kłótnie cierpi też moja mama. Jej mi jest najbardziej szkoda, bo wiem, że żałuje tego, że jestem ograniczona. Przez to wszystko nie mogę spełniać marzeń, a ona czuje się winna choć nie powinna. 

Może nie powinnam się żalić, pisać tego wszystkiego, ale nie musicie czytać. Rozumiem, że inni mają gorzej, ale w moim otoczeniu większość żyje tak jak chce, a ja każdego dnia borykam się z zazdrością. Dla niektórych to może być nic, ale ja ... nie macie pojęcia ile łez wylałam pisząc to coś powyżej.
Przepraszam...

15 września 2013

Początek - 001.

17 kwietnia 1997r.
Szpitalnym korytarzem pędził ciemnowłosy mężczyzna, w ręku trzymał rozpadający się bukiet kwiatów. Biegł nie zwracając uwagi na innych. Wpadając do jednej z sal zatrzymał się przy łóżku wycieńczonej kobiety, trzymającej na ręku dziecko. Było już bardzo późno dlatego spotkał się z oburzeniem pielęgniarki krzątającej się przy łóżku żony, nie zwrócił jednak na to uwagi. Wręczył pani ze szpitalnego personelu bukiet i całując ją w dłoń podziękował Bogu za nowo-narodzoną córkę. Przekonał ją do kilkuminutowej wizyty i kobieta zostawiła małżeństwo samo. Podszedł do żony biorąc od niej dziewczynkę.
- Moja mała Monika. - Wyszeptał całując dziecko w czoło. - Jak się czujesz? - Zwrócił się do żony, nadal wpatrując się w małą istotę leżącą w jego objęciach.
- Dobrze. Gdzie jest Marcin? - Kobieta zapytała o swojego czteroletniego synka.
- Został z moją mamą.
- Ach tak.
- Przyprowadzę go jutro, żeby poznał siostrę.
- Ucieszy się, nie mógł już się doczekać.
- Nie wątpię. Muszę iść, już późno.
- Dobrze, ucałuj małego, będziemy na was czekały.
Małżeństwo pożegnało się i mężczyzna opuścił szpitalny budynek ucieszony, że ma długo wyczekiwaną córeczkę. Matka czekając na pielęgniarkę czule objęła córkę dziękując, że urodziła się ona silna i zdrowa.  Ciąża od 6 miesiąca była zagrożona. Rodzinna tragedia odebrała ciężarnej chęć do życia, ale musiała walczyć dla synka i córki, którą nosiła pod sercem. Dzieci - jedyne najbliższe jej osoby, które jej zostały, dawały jej siłę.
Straciła trzy bliskie osoby jednego dnia, dwoje z nich na zawsze pozostanie w jej sercu, a trzecia - już dla niej nie istnieje. Teraz ma tylko dzieci. Dzieci, które czeka długa, ciężka droga przez życie z powodu nie akceptacji osoby, która powinna być im najbliższa.


Od autorki: Kochane, zaczynam coś nowego, a raczej coś co ciągnie się od dnia moich narodzin. Będzie to historia o mnie, moim życiu. Przyznam, miałam pewne obawy co do tej historii, ale stwierdziłam, że ją zacznę. Nie opiszę tu wszystkiego szczegółowo, bo w moim życiu nie brak rodzinnych tajemnic, ale nie zagłębiając się w szczegóły - znajdzie się tu raczej wszystko. Są to prywatne sprawy, ale jestem tu raczej anonimowa więc chyba nie zaszkodzi jeśli wyrzucę to z siebie. Potrzebowałam czegoś takiego,pragnę w końcu pozbyć się tej strasznej niemocy... myślę, że to mi pomoże.
Zrozumiem jeśli nikt nie będzie tego komentował czy nawet czytał, ale mimo to chcę mieć coś swojego, o sobie.   
Rozdziały nie będą pojawiać się regularnie, niestety ale potrzebuję czasu by to sobie uporządkować, ogarnąć. Pisanie o swoim życiu wcale nie jest łatwe. Niestety, ale życie nie jest łatwe, a pisanie to chyba jedyne co mi zostało. 
 + Żeby nie było, że jest to tylko nudna historia o mnie, to pojawi się zakładka z bohaterami. Jak wiecie moje życie opiera się na piłce nożnej i piłkarzach - teraz nie będzie inaczej.