24 listopada 2013

Skąd ten optymizm? - 006.

 W niewielkim polskim miasteczku nastał kolejny melancholijny dzień. Siedząca w swym pokoju owinięta kocem szesnastolatka tępo wpatrywała się w wyświetlacz swego telefonu. Przeglądając wiadomości miała mieszane uczucia, nadawcą nie był tak jak zwykle Maks, a ktoś zupełnie inny. Łukasz Piszczek, to tylko z nim ostatnio utrzymywała kontakt, jej przyjaciel od dawna się nie odzywał. Dzień, w którym poznała Łukasza i pokłóciła się ze swym rówieśnikiem był ostatnim dniem gdy to wymienili ze sobą jakiekolwiek słowa. Teraz Maks nie odpisywał na wiadomości, omijał ją w szkole do, której od kilku dni nastolatka przestała chodzić, pragnęła być z mamą, która mimo, że opuściła szpital prawie miesiąc temu nadal nie czuła się najlepiej, a teraz dodatkowo Monika zachorowała. Choroba jej nie przeszkadzała, mimo uciążliwego kaszlu, gorączki i ciągłego bólu głowy czuła ulgę, że choć przez kilka dni może odpocząć od otaczających ją w szkole ludzi. Czuła, że jej życie się zmienia, poznanie Łukasza, jej idola w pewnym stopniu ją odmieniło. Jakby zaczynała wierzyć, że kiedyś może być dobrze, że marzenia się spełniają. Myśląc o tym wszystkim czuła ból i radość jednocześnie. Bólem był Maks, a radością Łukasz. Tylko co w jej życiu będzie miało większe znaczenie, które z tych uczuć przechyli szalę na swą stronę? Ciężko wzdychając usłyszała, że dostała wiadomość na Skaypie. Wstając z łóżka zrzuciła z ramion koc i jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz zimna. Pocierając dłońmi jedna o drugą tak by je rozgrzać podeszła do biurka, na którym stał laptop i przeczytała wiadomość.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu złapałam cię na skaypie. Co się z tobą dzieje dziewczyno.!? Nie odpisujesz na wiadomości, nie odbierasz, Tomek mówił, że od dawna nie widział cię w szkole. Maks to samo... niby jest, ale obecny jedynie ciałem. Co się z wami stało? Nie wiem czy to prawda ale Maks wiecznie powtarza, że znalazłaś sobie lepsze towarzystwo. Nie chcę cię oceniać, ale chociaż odpisz bo chcę wiedzieć, że wszystko jest okey. 
Oczywiście nadawcą był nie kto inny jak Angelika. Monika niechętnie wzięła laptopa i siadając z nim na łóżku oraz ponownie chowając się pod kocem zaczęła wystukiwać krótką, za krótką dla jej przyjaciółki odpowiedź.
- Jest okey.
- Żartujesz? Oczekiwałam dłuższej odpowiedzi.
- Nie. Właśnie tego chciałaś, nieprawdaż? 
- Coś się serio stało... przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć. Co jest z Maksem?
- O rany nic nie jest. Jeśli chcesz wiedzieć to jego już nie ma w moim życiu, chyba... Tak wybrał. I nie, nie znalazłam sobie lepszego towarzystwa. 
- Ale jak to ? Przecież on..
- Angela, to on mnie ignoruje, może kiedyś zachowałam się źle wobec niego, ale to on teraz unika mnie w szkole, nie odpisuje.
- Tak samo jak ty. Czemu nie chodzisz do szkoły? 
- Jestem chora.
- Mam ci wierzyć? 
- A nie?! Uwzięliście się na mnie czy jak? Mówię ci jedynie prawdę, a jeśli cię to nie zadowala to wybacz.. 
- Monika...
- Daj mi spokój. Cześć.
Wyłączyła program i niekoniecznie delikatnie odłożyła laptop na drugi koniec łóżka. Traciła kontakt z najbliższymi, coś złego działo się z nią, albo całą resztą świata.  Ponownie tego dnia naraziła się na nieprzyjemny dreszcz i zmusiła się do podejścia do okna. Osłabiona gorączką oparła się o parapet i mrużąc oczy spojrzała na powoli bielący się świat. Czuła się jakby czas biegł za szybko, a ona nie potrafiła go dogonić. Za dziesięć dni Wigilia, a ona nie potrafiła cieszyć się z nadchodzących świąt. Nigdy się nie cieszyła, twierdziła, że to tylko kolejny powód do rodzinnej kłótni i nic nie wróżyło by tego roku było inaczej. Wracając myślami do poprzednich świąt nie widziała w nich żadnej różnicy, nie było w nich ani odrobiny ciepła czy miłości. Zastanawiając się czy kiedyś się to zmieni otworzyła delikatnie okno i zagarnęła odrobinę śniegu przypominając sobie dzieciństwo pełne zakazów i nakazów. Nigdy nie była wolna, a właśnie tego pragnie na chwilę obecną. Zamknęła okno i wycierając mokrą od rozpuszczonego śniegu dłoń zabrała z biurka talerz z nietkniętym śniadaniem i zbiegła do kuchni gdzie przebywała jej rodzicielka. Postawiła śniadanie na blacie i nic nie mówiąc usiadła przy stole. Kobieta spojrzała na nią pytająco i chciała się odezwać ale zrezygnowała widząc, że jej córka ma taki sam zamiar.
- Wierzysz w to, że kiedyś będzie dobrze?
- Tak.
- Tak? Po tym wszystkim ? Cały świat jest przeciwko nam...
- Moje życie się nie zmieni, ale twoje owszem. Po prostu musisz być cierpliwa.
- Wiesz, że nie potrafię.
- Uwierz, a dasz radę.
- Skąd ten optymizm ? - Nastolatka podziwiała nagłą zmianę.
- Zbliżają się święta.
- Nienawidzisz świąt. - Kobieta nic nie odpowiedziała jedynie uśmiechnęła się, sprawiając tym, że Monika już kompletnie się pogubiła.
- Ych, nic tu po mnie.
- Masz zjeść to śniadanie, albo nici ze spełniania marzeń.
- Mamo, mam szesnaście lat. Nie dla mnie te bajeczki.
- Jak chcesz. - Kobieta zabrała talerz z zamiarem schowania posiłku do lodówki, jednak Monika zmieniła zdanie i szybko zabrała niesione przez nią kanapki.
- Po prostu jestem głodna. - Odparła widząc nadzwyczaj rozbawioną twarz swojej mamy. Szybko wróciła do swojego pokoju i zabierając się za konsumpcję wzięła do ręki leżącą obok gazetę, której okładkę zdobiła drużyna Borussii Dortmund. Przekręcając kolejno strony znów dopadał ją smutek, jednak dzwoniący telefon nie pozwolił jej by dłużej się zadręczać. Odebrała i głos, który usłyszała po drugiej stronie wywołał na jej twarzy delikatny uśmiech. Osoba, z którą właśnie zaczynała rozmowę nigdy nie pozwalała jej się smucić.
- Łukasz. Hej.
- No hej i jak tam się masz?
- Powiedzmy, że może być.
- Słucham? Tylko może być? - Piłkarz również był tego dnia nadzwyczaj szczęśliwy. - Niedługo święta, trzeba się cieszyć.
- Taa, niby z czego.
- Prezenty, spełnianie marzeń.
- Piszczek, daruj sobie dobrze wiesz, że..
- Trzeba być cierpliwym.
- Ty też? Oszaleliście z tą cierpliwością dzisiaj. - Westchnęła podśmiewając się z zaistniałej sytuacji.
- Ojj ale to prawda. - Zaśmiał się. - To co jutro wracasz do szkoły?
- Nie przypominaj mi... ych
- Weź się w garść bo Sara chce cię poznać.
- Mnie?
- Nie mówiłem ci, że oszalała na twoim punkcie po moich opowieściach?
- Yyy nie?
- No to już wiesz. Jesteście do siebie bardzo podobne.
- Porównujesz mnie z trzylatką?
- Tak. - Piszczka nie opuszczał świetny humor. - Zadziorne, kochacie się kłócić i obie jesteście wulkanami energii tylko, że w tobie często trzeba go budzić.
- Weź... dzięki pocieszyłeś mnie.
- Polecam się na przyszłość. No także muszę kończyć bo chłopcy wpadli na Fifę więc wiesz, a ty zbieraj energię na spotkanie z Sarą.
- Fifę? Na boisko a nie! - Nastolatka pierwszy raz tego dnia szczerze się zaśmiała.
- Nie wiem jak w Polsce, ale tu jest śnieg.
- Śnieg to nie powód by rezygnować z ruchu, taki z ciebie piłkarz, że boisz się wyjść na dwór gdy wokół jest biało?
- Tak, haha. Dobra lecę, trzymaj się.
- Ty też. Pa.
Nastolatka odłożyła telefon na bok a sama położyła się na łóżku wtulając się w poduszkę. Ten mężczyzna zdecydowanie poprawiał jej humor.


Od autorki: Krótki i byle jaki, przeceniłam swoje możliwości. Jeżeli następnym razem będę Wam coś obiecywać to kopnijcie mnie mocno bo widać nie wywiązuję się z tego. Rozdziały nie są ani lepsze ani nie pojawiają się częściej..


8 listopada 2013

Szczera rozmowa jest o niebo lepsza. - 005.

Ku uciesze Moniki i wszystkich tutejszych fanów piłki nożnej i Łukasza Piszczka w końcu nadeszła długo oczekiwana sobota dwudziestego października. Nastolatka tego dnia wstała z wyjątkowo dobrym humorem, jeszcze rano pomogła mamie w sprzątaniu i następnie siedząc w swoim pokoju i przyglądając się swojej ścianie z plakatami marzyła o spotkaniu Piszczka. W końcu wybiła godzina 12 i Monika wyszła czym prędzej z domu pędząc do pobliskiej szkoły gdzie miał się odbyć turniej. Już przed wejściem na plac szkoły spotkała straszny tłum ludzi, na szczęście jakoś udało jej się przebić i szybko w oczy rzucił jej się wysoki piłkarz. Stanęła w odpowiednim miejscu tak by mieć dobry widok na boisko i siedzącego po jej prawej stronie piłkarza. Była pod wrażeniem ogromnej pasji jej młodszych kolegów. Mecz powoli się kończył gdy obok niej usiadł Maks.
- No proszę kto się pojawił.
- Nie wiedziałem, że tu będziesz.
- No proszę cie, przecież to było oczywiste.
- Monika przepraszam. - Spuścił głowę.
- Przepraszam? Tylko tyle?
- Ja wiem, nie odzywałem się przez tyle czasu ale...
- Nie ma żadnego ale. - Odparła podnosząc się. - Nienawidzę gdy ktoś mnie ignoruje! - Krzyknęła odwracając się i poczuła straszny ból poniżej żeber. Spostrzegła, że na kogoś wpadła. Już chciała krzyczeć ale podniosła głowę i zauważyła kto przed nią stoi.
- O mój Boże. Prze-przepraszam. - Dukała się podając kontuzjowanemu Piszczkowi kule, które mu wytrąciła. Nagle obok niej pojawiło się dwóch ochroniarzy, nastolatka zdezorientowana i przestraszona spojrzała na piłkarza.
- Spokojnie panowie, nic się nie stało. Możecie ją zostawić. - Posłał nastolatce ciepły uśmiech.
- Jaa dziękuję i przepraszam. Naprawdę nie chciałam. - Stała jakby nie rozumiejąc co dzieje się w okół niej.
- W porządku, nic się nie stało. Kłótnia z chłopakiem? - Zapytał.
- Nie jest moim chłopakiem. - Cicho się zaśmiała i odwróciła ale Maksa już za nią nie było. - No cóż przepraszam jeszcze raz i życzę szybkiego powrotu do zdrowia. - Szybko wyminęła piłkarza z zamiarem opuszczenia obiektu szkoły, bo czuła, że zaraz się popłacze. Nie wiedziała tylko czy z powodu Maksa czy zaszczytu rozmowy z jej idolem.
- Poczekaj. - Zawołał ją.
- Taak? - Zdziwiła się.
- Bardzo ci się śpieszy ?
- W sumie to nie, a o co chodzi?
- Odnoszę wrażenie, że masz ochotę porozmawiać. - Uśmiechnął się swoim typowym, powalającym uśmiechem. Dziewczyna jedynie szeroko otworzyła oczy i nic nie odpowiedziała. - Chyba, że się mylę ?
- Tak, znaczy nie. Raany.. - Zaśmiała się. - Przecież widać, że jestem pana ogromną fanką.
- Nie postarzaj mnie. Łukasz - Podał jej dłoń.
- Monika. - Uśmiechnęła się nie wierząc w to co się właśnie dzieje.
- Więc poczekaj chwilę, a ja dokończę swoje obowiązki i zaraz przyjdę.
- Yhym. - Usiadła na jednym z krzesełek i miała ochotę krzyczeć ze szczęścia. Obejrzała się jeszcze raz za piłkarzem i niecierpliwie czekała, aż ten przyjdzie. Oczekując na niego zdążyła zmarznąć, ale już po kilkunastu minutach wysoki mężczyzna siedział obok niej. Spojrzała na niego i nieśmiało się uśmiechnęła.
- BVB ? - Zauważył tapetę w jej telefonie.
- Tak, kocham tą drużynę. Marzę, by pewnego dnia stanąć na Idunie i obejrzeć mecz na żywo.
- Myślę, że da się to załatwić. - Uśmiechnął się spoglądając na nastolatkę.
- Umarłabym ze szczęścia. - Zaśmiała się ale za chwilę spoważniała. - Jednak ktoś zawsze w brutalny sposób stara mi się udowodnić, że moje marzenia są nic nie warte.
- To znaczy?
- Ludzie, którzy oceniają zanim mnie poznają. Twierdzą, że jestem głupią, pustą dziewczynką, która myśli tylko o niemożliwym do spełnienia, a tak nie jest tylko, że nikt nie daje mi szansy... - Spuściła wzrok i ciężko wzdychając, łamiący się głosem dokończyła  - Najgorsze jest to, że jedną z tych osób jest mój własny ojciec.
Poczuła jak silne ramiona siedzącego obok Łukasza ją obejmują. Strach i niepewność zniknęły, a ją naszła ochota opowiedzenia mu wszystkiego. Być może nie było to odpowiednie ale napełniło ją to ulgą.
- Przykro mi, że od dzieciństwa musisz borykać się z brakiem akceptacji. Chciałbym ci jakoś pomóc.
- Przywykłam. - Odparła i delikatnie się uśmiechając wstała zatrzymując się przed Piszczkiem. - Nie wiem jak te kilkanaście minut temu powstrzymałam się od piszczenia na twój widok, ale o dziwo odechciało mi się tego. Dotarło do mnie, że nie na tym to polega, owszem moje marzenie się spełniło ale autograf to tylko podpis, a szczera rozmowa jest o niebo lepsza. Dziękuje.
- To ja ci dziękuję. Dobrze wiedzieć, że na świecie są jeszcze normalne nastolatki. - Zaśmiał się lekko trącając ją w bok, czym wywołał u niej ogromny uśmiech. Niestety przerwał im już po raz któryś dzwoniący telefon. Monika kolejny raz niechętnie spojrzała na wyświetlacz i miała zamiar odrzucić połączenie jednak Łukasz poprosił ją by odebrała bo być może jest to coś ważnego. Posłuchała go i odebrała. Nim zdążyła się odezwać usłyszała całą serie słów o tym jaka to jest zła i nieodpowiedzialna. Po wysłuchaniu tejże krytyki ojca spokojnie, acz kpiąco odparła
- Powiesz mi coś czego nie wiem czy to już wszystko?
- Nie wiem gdzie jesteś i co robisz ale matka jest w szpitalu więc jeśli będziesz tak miła i ...
Monika nie dała mu dokończyć, rozłączyła się i czując gulę w gardle opadła na jedno z krzesełek. Piszczek widząc jej nietęgą minę szybko zareagował pytaniem co się stało.
- Mama... jest w szpitalu. - Wyszeptała wpatrując się przed siebie. - Ja muszę iść.
- Poczekaj, mój kierowca jest pod szkołą, zawieziemy cię.
- Nie, nie mogę robić ci problemów.
- Daj spokój. Chodź.
Monika podążyła za kontuzjowanym piłkarzem i po chwili siedziała w aucie. Przez całą drogę czuła wstyd, że go tak wykorzystuje, jeszcze niedawno czymś nierealnym było spotkanie go, a teraz siedziała obok niego i czuła jego wsparcie.

*
Piłkarz Borussii Dortmund siedział na szpitalnym korytarzu krępowany wzrokiem personelu, pacjentów i osób ich odwiedzających czekał na martwiącą się o swoją matkę szesnastolatkę. Nie miał pojęcia jak i  dlaczego ale ta drobna osóbka w jakiś sposób go urzekła. Martwił się wraz z nią i chciał jej pomóc, czuł, że może tego dokonać tylko nie wiedział jeszcze jak. Natomiast ona przemierzała szybko korytarz w poszukiwaniu sali, w której znajdowała się jej rodzicielka. W końcu spotkała swego ojca i pełna strachu zapytała
- Co z nią?
- Znów miała atak nerek. - Odparł bez żadnych uczuć.
- Mogę do niej iść?
- Teraz bada ją lekarz. - Spojrzał na córkę i złośliwie się zaśmiał. - Same problemy z wami.
- Że co proszę?
- Gdybyś była w domu nie musiałbym tu teraz siedzieć, ale ty wolisz się szlajać nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim.
- Chyba kpisz! - Krzyknęła. - Ale jasne, przecież najłatwiej zwalić wszystko na mnie. - Oburzona zachowaniem ojca usiadła na krześle i chowając twarz w dłoniach cicho westchnęła. Odpłynęła starając się uporządkować wszystko w swojej głowie, jednak jej życie wydawało się być zbyt skomplikowane. Gdy otworzyła oczy ujrzała obok siebie Piszczka, natomiast nigdzie nie widziała ojca.
- Jak się czujesz? - Dotarły do niej pełne troski słowa.
- Nie tak jakbym chciała, ale dziękuję. Gdzie mój ojciec?
- Wyszedł gdy tylko pojawiłem się obok ciebie.
- Jak dawno?
- Jakieś 10 minut temu.
- Ych, głowa mi pęka. Muszę w końcu zajrzeć do mamy. - Przeprosiła mężczyznę i skierowała się do sali obok. Jej oczom ukazała się niewielka sala na środku, której stało łóżko, a na nim leżała widocznie bardzo zmęczona kobieta. Wśród bieli pościeli i jej twarzy wyróżniały się jedynie jej kruczoczarne włosy.
- Jak się czujesz? - Powtórzyła pytanie, które sama niedawno usłyszała.
- Teraz już lepiej. - Kobieta blado się uśmiechnęła i wyciągnęła ku niej dłonie dając tym znak by podeszła. Wykonała więc jej prośbę i usiadła obok mamy wtulając się w jej nadal słabe ciało.
- Nie uwierzysz kto tu ze mną jest. - Uśmiechnęła się do rodzicielki czując szczęście, że już jest z nią lepiej.
- Masz rację nie uwierzyłabym ci. - Szesnastolatka spojrzała na nią zdziwiona. - Ale chyba nie mam wyboru. - Zaśmiała się tajemniczo.
- Ale , zaraz... jak?
- Był tu, stwierdził, że się zawiesiłaś więc to dobra okazja by porozmawiać.
- Porozmawiać? O czym?
- Nie ważne, powiedzmy, że to tajemnica, ale nie martw się to nic złego. - Kobieta ciepło się uśmiechnęła i całując córkę w policzek poprosiła by ta zostawiła ją samą, ponieważ chce odpocząć.

Monika wyszła więc z sali i pierwsze co zrobiła było wypytaniem o wszystko piłkarza, ale i on był nieugięty. Zmuszona była odpuścić jednak miała nadzieję, że prędzej czy później dowie się o co chodziło. Spędziła z Łukaszem jeszcze kilka minut w szpitalu i później razem go opuścili. Nadeszła pora gdy nastolatka musiała pożegnać się ze swym idolem, do którego w ciągu kilku godzin spędzonych razem poczuła dziwną więź. Był dla niej bratnią duszą i ogromnym bólem było rozstanie się z nim. Przy pożegnaniu wymienili się numerami, co było dla niej niezwykle przyjemnym uczuciem, ponieważ dawało to nadzieję na późniejszy kontakt. Tak właśnie skończył się jej dzisiejszy pełen wrażeń dzień, pomachała na pożegnanie piłkarzowi i skierowała się do domu, a on odjechał z myślą, że pragnie dać jej trochę szczęścia i sprawić by widziała świat w cieplejszych barwach.

Od autorki: Rozdział nie podoba mi się i to bardzo... muszę jednak jakoś przebić się przez te rozdziały wiejące nudą, aż dotrę do tej wydaje mi się ciekawszej części. Myślę, że kolejny pojawi się jakoś niedługo z racji, że ostatnio miałam przerwę od pisania, a teraz chcę to nadrobić.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że tym swoim "pisaniem" nie cofnęłam się zbytnio w rozwoju.